Pisemna forma kazania z niedzieli, 29 lipca 2018 roku
Są chwile w naszym życiu, gdy przytłacza nas uczucie niepowodzenia, rozczarowania, tęsknoty za czymś, co dobrego miało się wydarzyć, a się nie stało. Miewamy dni, gdy znajdujemy się stanie niezadowolenia z samych siebie, gdy odczuwamy przykrość jakiejś niepowetowanej straty. Łatwo otwieramy się wtedy na każde dobre dla nas słowa – nieważne nawet czy prawdziwe – oby tylko zapowiadały nam szybką odmianę losu i jaśniejszą przyszłość. To dlatego taką popularnością cieszą się kaznodzieje sukcesu, coraz liczniejsi mówcy motywacyjni i rozmaitej maści dobre wróżki.
Rozpocznijmy nasze rozważanie od biblijnej ilustracji Judejczyków w niewoli babilońskiej. Trafili oni na wygnanie z powodu swoich grzechów. Bóg wielokrotnie zapowiadał im to przez swoich proroków. Deportowani do Babilonii źle się z tym mieli i bardzo nastawili się na szybkie rozwiązanie problemu. W ich oczekiwanie łatwo wstrzelili się więc fałszywi prorocy i rozmaici zapowiadacze dobrego losu. Opowiadali oni ludziom swoje sny i prorokowali rychłą odmianę losu. Jeden z nich – na przykład – obiecywał, że w dwa lata przykrości się skończą i znowu wszystko będzie dobrze. Biblia mówi, że przypłacił to przedwczesną śmiercią [Jr 28,17].
Faktycznie konsekwencje nieposłuszeństwa Judejczyków miały potrwać siedemdziesiąt lat. Do przetrwania tak długiego okresu wygnania potrzebna była nadzieja. Nadzieja oparta nie na złudnych przepowiedniach szybkiego sukcesu, lecz na prawdzie Słowa Bożego, które brzmiało następująco: Niechaj was nie zwodzą wasi prorocy, którzy są wśród was, ani wasi wróżbici, i nie słuchajcie waszych snów, które się wam śnią. Albowiem oni kłamliwie wam prorokują w moim imieniu, nie posłałem ich – mówi Pan. Bo tak mówi Pan: Gdy upłynie dla Babilonu siedemdziesiąt lat, nawiedzę was i spełnię na was swoją obietnicę, że sprowadzę was z powrotem na to miejsce. Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem, objawię się wam – mówi Pan – odmienię wasz los i zgromadzę was ze wszystkich narodów i ze wszystkich miejsc, do których was rozproszyłem – mówi Pan – i sprowadzę was z powrotem do miejsca, skąd skazałem was na wygnanie [Jr 29,8-14].
Przypomnijmy, że Judejczycy zostali najechani, pokonani i deportowani do Babilonii z powodu własnych błędów. Sami sobie zgotowali ten los. Bóg wszakże miał w planach dobre zamiary względem nich i konkretny program odmiany ich losu. Chodziło o to, żeby na wygnaniu nie tyle skupiali się na próbach skrócenia sobie pobytu w Babilonie, co raczej wsłuchali się wreszcie w to, co mówił im Pan. A Jego instrukcje były wyraźne. Mieli zaprzestać słuchania fałszywych proroków obiecujących im gruszki na wierzbie. Trzeba im było uniżyć się przed Bogiem i szczerze opamiętać. Zabrać się na wygnaniu do normalnej pracy. Modlić się, szczerze wzywać Pana i czekać, aż On sam odmieni ich los.
Ażeby z klasą przetrwać czas wygnania i właściwe zachowywać się w Babilonii, Judejczycy potrzebowali nadziei. Wiarę w to, że Bóg przez Jeremiasza powiedział prawdę, podtrzymać i ponieść przez tyle lat mogła jedynie nadzieja. Sam Bóg chciał ją w nich rozbudzić. Ja wiem, jakie wiążę z wami plany – oświadcza PAN. – To plany o pokoju, a nie o niedoli. Chcę dać wam szczęśliwą przyszłość i uczynić was ludźmi nadziei [Jr 29,11 w przekładzie Biblii Ewangelicznej]. Mieli tam żyć nadzieją na odmianę losu w stosownym, wyznaczonym przez Boga czasie. I rzeczywiście, gdy minęło siedemdziesiąt lat, Judejczycy powrócili z wygnania do swojej ojczyzny i rozpoczęli w niej nowe życie.
Również i nam się zdarza popełniać błędy skutkujące przykrymi konsekwencjami. Jest nam wówczas źle i bardzo byśmy chcieli odmiany swego losu. Biblia poucza, że niezależnie od okoliczności i charakteru odczuwanego przez nas dyskomfortu, Bóg chce naszego dobra i zamierza odmienić nasz los w stosownym czasie. Rzecz w tym, abyśmy szczerze zwrócili się do Niego i przestali szukać łatwych, bezbolesnych rozwiązań. Bóg chce, abyśmy naprawdę Mu uwierzyli i żywili nadzieję na spełnienie Słowa Bożego. Właśnie dlatego przywołałem powyższą historię biblijną. Całe to rozważanie jest po to, aby natchnąć nas nadzieją biorącą się z wiary w naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Przede wszystkim powiedzmy, że źle jest nam bez Boga na świecie i bez pokoju Bożego w sercu. Każdy w jakimś stopniu wie, jak to jest być z dala od Niego. Wszyscy jesteśmy stworzeni i przeznaczeni do społeczności z Bogiem. Dlatego bez Niego wciąż czegoś nam brakuje. Serce jest niespokojne, sumienie obciążone, dusza tęskni i stara się czymś wypełnić powstałą po Nim pustkę. Rozrywka, rozkosze zmysłów, dobra praca, aktywność społeczna, poczucie władzy, sport, podróże, kariera naukowa lub artystyczna – owszem, na jakiś czas potrafią złagodzić nam brak więzi z Bogiem, lecz potem duszę ogarnia tym dotkliwsza nostalgia i samotność.
Jest wielka różnica pomiędzy życiem w pojednaniu z Bogiem, a życiem po swojemu. Weźmy na przykład chrześcijan z Efezu. Dlatego pamiętajcie, że wy, niegdyś poganie z pochodzenia, […] żyliście bez Chrystusa. Byliście odcięci od wspólnoty Izraela, obcy przymierzom związanym z obietnicą, bez nadziei i bez Boga na tym świecie. Jednak teraz, w Chrystusie Jezusie, wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy — dzięki krwi Chrystusa. […] Tak więc nie jesteście już obcymi, przybyszami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga [Ef 2,11-19].
Biblia mówi o wspaniałej zmianie, jaka bierze się z pojednania z Bogiem i napełnienia Duchem Świętym. Bo i my kiedyś byliśmy nierozumni, nieposłuszni, zagubieni, zniewoleni przez przeróżne żądze i rozkosze, żyjący w gniewie i zazdrości, znienawidzeni i do siebie nawzajem odnoszący się z nienawiścią. Gdy jednak objawiła się dobroć i miłość naszego Zbawcy, Boga, do ludzi, zbawił nas nie dzięki naszym uczynkom, dokonanym w sprawiedliwości, lecz dzięki swemu miłosierdziu, przez kąpiel odrodzenia i odnowę, którą sprawia Duch Święty. Tego Ducha wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, naszego Zbawcę, abyśmy, usprawiedliwieni Jego łaską, stali się dziedzicami, zgodnie z nadzieją życia wiecznego [Tt 3,3-7]. Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz nawróciliście się do pasterza i stróża dusz waszych [1Pt 2,25]. Byliście bowiem niegdyś ciemnością, a teraz jesteście światłością w Panu [Ef 5,8].
Opisani tu ludzie z natury nie byli lepsi od nas, a jednak dostąpili pojednania z Bogiem. Jest więc nadzieja i dla nas! Jakkolwiek zaniedbalibyśmy się duchowo, choćby nie wiem jak głęboko zabrnęlibyśmy w świat i zanurzyli się w grzech, możemy wstać i wrócić do Boga. Syn Boży przyszedł na ziemię, aby ten powrót nam umożliwić. Biblia mówi, że Bóg w Chrystusie świat ze sobą jedna, nie poczytując ludziom ich upadków [2Ko 5,19]. Aby przyjąć dar zbawienia trzeba uwierzyć w Pana Jezusa Chrystusa i dać się ochrzcić.
Rzecz w tym, że zbawienie jest długotrwałym procesem. Zaczyna się ono od aktu wiary w Jezusa Chrystusa, w wyniku której – korząc się przed Bogiem i wyznając swe grzechy – zostajemy usprawiedliwieni przez wiarę i z łaski otrzymujemy dar życia wiecznego. Dzięki temu ruszamy w drogę, której celem jest zbawienie naszej duszy, to znaczy całkowite upodobnienie się do Jezusa Chrystusa. Naszym Opiekunem w całym procesie zbawienia jest Duch Święty, który napełnia nas i prowadzi, kto zaś nie ma Ducha Chrystusa, ten do Niego nie należy [Rz 8,9].
Ponieważ przebywając w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana [2Ko 5,6] na drodze zbawienia potrzebujemy nadziei. Nieraz się potykamy, słabniemy i popadamy w zniechęcenie. Podobnie jak zdążającego w stronę domu syna marnotrawnego prowadziła nadzieja, że osiągnie on cel swojego powrotu, tak też nam na co dzień przyświeca nadzieja, że jesteśmy dziedzicami żywota wiecznego [Tt 3,7] i w końcu czekają na nas szeroko otwarte drzwi Królestwa Bożego. Po drodze spotka nas jeszcze wiele przeciwności, cierpień i prób, ale mamy nadzieję na dotarcie do celu, a nadzieja nie zawodzi, bo miłość Boża rozlana jest w naszych sercach przez Ducha Świętego, który został nam dany [Rz 5,5]. Tak więc wszystkim, którzy są z dala od Boga i którym jest z tym źle, ogłaszam, że wciąż jest dla was nadzieja na pojednanie z Bogiem i żywot wieczny w Królestwie Bożym. Wszystkim, którzy utrudzeni na drodze wiary popadli w zniechęcenie, mówię: Miejcie nadzieję, bo jeszcze tylko mała chwila, a przyjdzie Ten, który ma przyjść [Hbr 10,37] i szczęśliwie dotrzecie do celu.
Z wielu innych jeszcze, pomniejszych powodów, ktoś z nas może czuć się źle i martwić się o swoją przyszłość. Również takim osobom chciałbym powiedzieć, że w Chrystusie jest nadzieja! Na przykład, ktoś z nas utknął w martwym punkcie i przeżywa okres duchowego zastoju. Jest nadzieja, że znowu zaczniesz wzrastać i rozwiniesz się duchowo! Nie szukaj łatwych rozwiązań. W posłuszeństwie wiary w Jezusa Chrystusa zacznij pracować nad sobą i żyj nadzieją na upragniony postęp.
Być może ktoś ma problemy w kontaktach z innymi ludźmi. Od jakiegoś czasu jest skłócony z bliskimi i żyje w swoistej izolacji. Tak bywa. Nawet niektórzy chrześcijanie miewają trudności we wzajemnych relacjach. Nieudany wspólny biznes lub związek uczuciowy, potrafią zaowocować całkowitym zerwaniem kontaktów. Wydaje się, że już nie można będzie dłużej spoglądać sobie w oczy, uczestniczyć w tych samych nabożeństwach i należeć do jednego zboru. W Chrystusie jest jednak nadzieja na zmianę tego stanu rzeczy. Biblia mówi: Gdy drogi człowieka podobają się Panu, wtedy godzi on z nim nawet jego nieprzyjaciół [Prz 16,7].
A może ktoś czuje się bezużyteczny w swoim środowisku i bardzo źle się z tym czuje. Błędem wielu ludzi jest oczekiwanie, że trafiając do zboru, od razu będą uchodzić za bardzo potrzebnych i wartościowych. Jest tak być może dlatego, że dzisiaj niemal wszędzie w świecie mówi się ludziom, że są mega wyjątkowi, wspaniali itd. Bóg jednak nie nazywa białym tego, co jest co najmniej szare. Biblia poucza, jak można stać się użytecznym dla Boga i ludzi. W wielkim zaś domu są nie tylko naczynia złote i srebrne, ale też drewniane i gliniane; jedne służą do celów zaszczytnych, a drugie pospolitych. Jeśli tedy kto siebie czystym zachowa od tych rzeczy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego [2Tm 2,20-21]. Ażeby być przydatnym dla Pana – trzeba przejść różne próby, co wymaga wytrwałości i samozaparcia. Jest wszakże nadzieja, że gdy pójdziemy tym tropem, to po jakimś czasie staniemy się naczyniem nadającym się do wszelkiego dobrego dzieła.
Celem tego rozważania jest ukazanie funkcji nadziei w Bożym planie zbawienia grzeszników. Wielu ludzi nie chce czekać ani się trudzić. Nawet, gdy ich zły los jest wynikiem ich własnych błędów, chcą natychmiastowych efektów, szybkiej satysfakcji i łatwych rozwiązań. Uganiają się więc za złudnymi obietnicami i proroctwami, które faktycznie nadziei odmawiają racji bytu. Pismo Święte natomiast wciąż mówi o nadziei i wyznacza jej wielką rolę. Wiemy bowiem, że całe stworzenie aż do teraz wzdycha i znosi bóle rodzenia. A nie tylko ono. Podobnie my sami, którzy już mamy pierwszy owoc — Ducha, wzdychamy w sobie, oczekując usynowienia, odkupienia naszego ciała. Z taką właśnie nadzieją zostaliśmy zbawieni. Nadzieja, której spełnienie się widzi, właściwie nie jest nadzieją. Bo kto żyje nadzieją na to, co już się spełniło? Ale jeśli spodziewamy się tego, czego jeszcze nie widać, to oczekujemy tego z całą wytrwałością [Rz 8,22-25].
Jakkolwiek zabrnęliśmy w naszym życiu, jest dla nas nadzieja! Jest nadzieja na pojednanie z Bogiem! Jest nadzieja na wzrost duchowy! Jest nadzieja na dobre relacje z ludźmi! Jest nadzieja na bycie przydatnym! Bóg chce uczynić nas ludźmi nadziei. Podobnie jak Judejczyków na wygnaniu w Babilonii – chce natchnąć nas nadzieją. Miej nadzieję w Panu! Bądź mężny i niech serce twoje będzie niezłomne! Miej nadzieję w Panu! [Ps 27,14].