Jakim zborem pragniemy być?
Chcę w tym tekście zmierzyć się z postawą obojętności w naszym środowisku. Są sprawy, w których obojętni nie jesteśmy. Gdy w grę wchodzi osobista krzywda lub strata, prywatny interes lub zysk materialny – wówczas uaktywniamy się i walczymy o swoje. W sprawach wiary natomiast zachowujemy daleko idącą powściągliwość, żeby nie powiedzieć obojętność. Czy nasi bliscy będą zbawieni? Czy i kiedy będzie zrobione to, co wg Biblii zrobić należy? Czy bracia i siostry będą dziś zbudowani naszym zachowaniem? Czy ludzie w potrzebie uzyskają stosowną pomoc? Czy Bóg ma chwałę z naszego życia? Do tego rodzaju pytań zbyt często podchodzimy bez cienia emocji.
Emocje odgrywają w życiu człowieka ogromną rolę. Nieraz mamy nieprzyjemność patrzenia na skutki działania nieokiełznanej siły złych emocji. Gdy w kimś do głosu dochodzi nienawiść, zemsta czy pożądliwość – wówczas w rezultacie mamy ból, zniszczenie, niezgodę, głębokie rany, destrukcję i śmierć. Lecz uwaga! Istnieją również emocje pozytywne. Gdy w człowieku zaczyna brać górę miłość, współczucie, poczucie odpowiedzialności, dobre chęci lub np. święte oburzenie – wówczas wokoło zaczyna przeważać dobro. Serce moje wezbrało miłym słowem [Ps 45,2] głosi pieśń synów Koracha, co z pewnością okazało się przyjemne dla całego ich otoczenia.
Zauważmy, że w człowieku pobudzonym emocjonalnie pojawia się siła, której normalnie on nie posiada. Słyszałem kiedyś o rolniku, który w pojedynkę uniósł bok traktora, by wyciągnąć spod niego swojego syna. W uniesieniu emocjonalnym gotowi i zdolni jesteśmy do niezwykłych czynów, heroicznego wysiłku a nawet do szaleństwa. Dlatego gwałtowny przypływ złych emocji koniecznie trzeba czym prędzej łagodzić i studzić. To oczywiste. Mniej natomiast oczywiste zdaje się być to, co należy robić z brakiem dobrych emocji. Ich deficyt bowiem zbyt często przechodzi w naszym środowisku bez echa i jakiejkolwiek próby ich stymulacji. A na drodze wiary i naśladowania Jezusa pozytywne emocje są nam bardzo potrzebne. Zbór, którego członkowie wyrzekają się wszelkich emocji zaczyna przypominać cmentarz. Jest w nim wprawdzie spokój i porządek, lecz brakuje oznak życia.
Spójrzmy przez chwilę na naszego Pana, Jezusa Chrystusa. W Jego ziemskim życiu i służbie pełno było emocji – dobrych, ma się rozumieć, bo On grzechu nie popełnił [1Pt 2,22] – co owocowało licznymi cudami i chwałą dla Boga. I spojrzał na nich z gniewem, zasmucił się z powodu zatwardziałości ich serca, i rzekł owemu człowiekowi: Wyciągnij rękę! I wyciągnął, i ręka jego wróciła do dawnego stanu [Mk 3,1-5]. A wyszedłszy, ujrzał mnóstwo ludu i ulitował się nad nimi, że byli jak owce nie mające pasterza, i począł ich uczyć wielu rzeczy [Mk 6,34-37]. Wtedy Jezus spojrzał nań z miłością i rzekł mu: Jednego ci brak; idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, po czym przyjdź i naśladuj mnie [Mk 10,21].
Jezus Chrystus zostawił nam wzór wielkiej żarliwości o sprawy Królestwa Bożego na ziemi. Nie potrafił obojętnie patrzeć na zło, które przedostało się nawet do świątyni. Wtedy uczniowie jego przypomnieli sobie, że napisano: Żarliwość o dom twój pożera mnie [J 2,17]. Zauważoną w Jezusie postawę uczniowie skojarzyli z treścią Psalmu, gdzie Duch Chrystusowy modlił się ustami Dawida: Stałem się obcym dla moich braci, cudzoziemcem dla synów mej matki, bo żarliwość o Twój dom mnie pochłania… [Ps 69,9-10]. Jezus napełniony Duchem Świętym nie potrafił już dłużej myśleć przede wszystkim o tym, żeby np. pielęgnować relacje rodzinne. Gorliwość o Królestwo Boże tak Go opanowała, że inne sprawy poszły w kąt, a przynajmniej na drugi plan. Na całego zajął się pełnieniem woli Ojca.
Bracia i Siostry! Potrzebujemy więcej pozytywnych emocji w naszym zborze. Nieraz obserwujemy, a nawet sami okazujemy emocje na stadionach i koncertach. Skąd pomysł, że nie powinno ich być w kościele? Pomyślmy, jakiej Oblubienicy pragnie Jezus Chrystus? Rozumnej? Tak! Statecznej? O, tak! Ale również On pragnie Oblubienicy żarliwej w miłości i oddaniu się Jego sprawie na ziemi. W zapale bądźcie niestrudzeni, duchem płomienni, w Panu – gotowi do służby! [Rz 12,11] – wzywa nas Słowo Boże.
Jakiego zboru pragniemy? Ludzi, którym jest wszystko jedno? Społeczności ludzi o bezpłciowym wyrazie twarzy, którzy bez okazywania jakichkolwiek emocji potrafią przesiedzieć całe nabożeństwo? Rozumiem, że ktoś z natury może być powściągliwy w okazywaniu uczuć i emocji. Czasem może się zdarzyć, że mamy za sobą przeżycia, które skutecznie ograbiły nas z uśmiechu. Rzecz w tym, żebyśmy – ze względu na naszego Pana – przez całe dni nie pozostawali w stanie emocjonalnego bezruchu i apatii. Trzeba nam więcej dobrych emocji w codziennym życiu i na wspólnych spotkaniach!
Jak można zmienić atmosferę własnego serca i uwolnić się od stagnacji w życiu duchowym? Rozpaliło się we mnie serce, gdy rozmyślałem, zapłonął ogień [Ps 39,4] – podpowiada nam Słowo Boże. „Zapłonął ogień” to hebrajski idiom mówiący, że wzmogły się we mnie emocje. Zacznijmy więcej rozmyślać o naszym Zbawicielu i okazanej nam łasce Bożej. Częściej myślmy o naszych kochanych braciach i siostrach, którzy tak wiernie trzymają się Słowa Bożego i pracują dla Pana. Porozmyślajmy o tym, co moglibyśmy zrobić dla chwały Bożej i ratowania zgubionych dusz? Zacznijmy bardziej zachodzić w głowę, jak przeciwstawić się grzechowi, który okrada nas z radości, czasu i pieniędzy, które moglibyśmy spożytkować dla Królestwa Bożego. Poddajmy swe myśli Duchowi Świętemu i zacznijmy marzyć o tym, co będzie się działo, gdy On stale nas będzie napełniał.
Gdy tak będziemy rozmyślać, na pewno i w nas zapłonie ogień…