Gdy Bóg wyprowadził Izraelitów z niewoli egipskiej to początkowo wszystko odbywało się zgodnie z planem. Po wielu wspaniałych przeżyciach dotarli do góry Synaj. I wtedy, podczas gdy Mojżesz odbierał od Boga Dekalog, według którego należało zorganizować życie ludu Bożego, Izraelici ulali sobie złotego cielca. W reakcji na to bałwochwalstwo, na rozkaz Boży trzy tysiące ludzi poniosło śmierć. Wtedy Bóg przedstawił zaskakującą zmianę w dalszej drodze do Ziemi Obiecanej.
PAN przemówił jeszcze do Mojżesza: Idź, wyrusz stąd, ty i lud, który wywiodłeś z ziemi egipskiej. Idźcie do ziemi, którą przysiągłem dać Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi, gdy powiedziałem, że dam ją ich potomstwu. Ja natomiast poślę przed tobą anioła i wypędzę Kananejczyków, Amorytów, Chetytów, Peryzytów, Chiwitów i Jebuzytów. Wyrusz do ziemi opływającej w mleko i miód. Ja nie udam się tam razem z wami. Jesteście ludem twardego karku. Przez to wygubiłbym was po drodze [2Mo 33,1-3].
Dzięki wspaniałomyślności JHWH Izraelici mogli kontynuować rozpoczętą wędrówkę. Cel pozostawał bez zmian, a była nim ziemia opływająca w mleko i miód. Otrzymaliby nawet wsparcie aniołów, tyle, że dalej mieli już iść bez codziennej obecności Boga. Dlaczego? Ponieważ jeżeli Bóg nadal miałby być z nimi – to musieli się liczyć z tym, że będą po drodze umierać. Jak zareagowali Izraelici na wieść o takiej zmianie?
Gdy lud usłyszał te przykre słowa, ogarnął go głęboki smutek. Nikt też nie przywdział swoich ozdób. Bo PAN powiedział do Mojżesza: Przekaż synom Izraela: Jesteście ludem twardego karku. Gdybym choć chwilę podążał wśród was, to mógłbym was wygubić! Zdejmijcie z siebie swoje ozdoby, aż postanowię, co z wami zrobić. Właśnie dlatego pod górą Horeb Izraelici przestali przystrajać się w ozdoby [2Mo 33,4-6].
Najwyraźniej zabolało ich to, co Bóg o nich powiedział. Zastosowali się do nakazu zdjęcia ozdób, aż do czasu Bożego werdyktu, co dalej z nimi będzie. Hebrajskie słowo przetłumaczone tutaj jako ozdoby, w Biblii Gdańskiej tłumaczone jako 'ochędóstwo’, może oznaczać też piękny strój. Nastąpił czas namysłu nad nowym wariantem pielgrzymowania do Ziemi Obiecanej. Trzeba było skupić uwagę na tym, jak ważna jest dla nich obecność Boża, a nie – ozdoby, piękne stroje i dobra prezencja.
Lud się zasmucił, ale koncepcja wędrowania z Bożym wsparciem bez osobistej obecności Boga wydawała się dla nich korzystna. A jak zareagował Mojżesz? Mojżesz na to: Jeśli Twoje oblicze nie miałoby iść z nami, to nie każ nam stąd wyruszać. Bo po czym miałbym poznać, że znalazłem łaskę w Twoich oczach — ja i Twój lud — jak nie po tym, że Ty pójdziesz z nami? Tylko to nas może wyróżnić — mnie i Twój lud — spośród wszystkich ludów na ziemi. PAN ponownie zapewnił Mojżesza: Stanie się zadość temu, o czym mówisz, dlatego że znalazłeś łaskę w moich oczach i znam cię po imieniu [2Mo 33,15-17].
Obecność i towarzystwo Boga było dla Mojżesza najwyższą wartością i wyróżnieniem. Nie chciał dalszej drogi bez Boga. Nie chciał ziemi mlekiem i miodem płynącej, jeżeli miałby ją osiągać bez Boga. Nie potrzebował się nad tym zastanawiać. Od razu zaczął wstawić się za lud, prosić Boga o przebaczenie i dalsze towarzystwo. Mojżesz natychmiast pochylił się ku ziemi, oddał pokłon i poprosił: Jeśli znalazłem łaskę w Twoich oczach, Panie, to zechciej pójść z nami. Owszem, to lud twardego karku, ale przebacz nasze winy i grzechy i weź nas w dziedziczne posiadanie. Wtedy Pan oznajmił: Oto Ja zawieram przymierze. Wobec całego twojego ludu dokonam cudów, jakich nie dokonano ani na ziemi, ani wśród żadnego narodu. Cały lud, wśród którego przebywasz, ujrzy dzieło PANA, ponieważ to, co będę z nim czynił, napawać będzie lękiem [2Mo 34,8-10]. Bóg przychylił się do prośby Mojżesza. Obiecał, że pójdzie z nimi, że nadal będzie im towarzyszył. Wymierające potem po drodze całe pokolenie Izraelitów, symbolizuje nam nasze grzechy, świecki sposób myślenia i bezbożne obyczaje, z których musimy zostać oczyszczeni osiągając cel wiary, zbawienie dusz [1Pt 1,9].
Jako chrześcijanie jesteśmy pielgrzymami zmierzającymi do Niebiańskiej Ojczyzny. Jaka jest największa wartość i co jest wielkim atutem naszej wędrówki? Obecność Chrystusa Pana! Syn Boży zwie się Immanuel, co znaczy – Bóg z nami. On przyszedł do nas i po nas, aby nas zbawić i zaprowadzić do Ojca. Jego obecność praktycznie polega dziś na napełnieniu Duchem Świętym i Jego prowadzeniu. Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki – Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was. [Jn14,16-18]. Bo ci, których Duch Boży prowadzi, są dziećmi Bożymi [Rz 8,14].
Wędrówka z Jezusem stawia radykalne wymagania. Konieczne jest uświęcanie życia. Oznacza to sukcesywne wymieranie tego, co pochodzi ze świata. Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego: wszeteczeństwo, nieczystość, namiętność, złą pożądliwość i chciwość, która jest bałwochwalstwem, z powodu których przychodzi gniew Boży [Kol 3,5-6]. To jest bardzo bolesne dla naszej starej natury. Podążanie do Królestwa Bożego w towarzystwie samego PANA domaga się pełnego oddania Mu serca. Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien. I kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien [Mt 10,37-38]. Krzyż oznacza umieranie. A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami [Ga 5,24].
Na każdego chrześcijanina przychodzi więc chwila próby, czy aby nie łatwiej byłoby mu zdążać do nieba bez aż tak wymagającego towarzystwa Ducha Świętego na co dzień. Bardzo kusząco jawi się nam taka możliwość. Mieć zapewnioną pomoc Bożą i błogosławieństwo w drodze. Cieszyć się obietnicą Królestwa Bożego. A to wszystko bez uciążliwości obecności Pana w czasie wędrówki. Droga do nieba – bez Boga po drodze!
Uff. Nie będzie trzeba aż tak na wszystko uważać. Nikt nie zginie, choćby – jak synowie Aarona – zaczął rozpalać w społeczności jakiś obcy ogień. Nikt się nie rozchoruje, nie pokryje się trądem – jak Miriam, siostra Mojżesza – źle wypowiadając się o bracie. Nawet jeżeli będzie buntować się przeciwko przywódcom zboru, pod nikim – jak pod Korachem – nie zapadnie się ziemia. Nikt nie zostanie ukamienowany – jak człowiek, który w sabat zbierał chrust – choćby w Dzień Pański pojechał sobie na zakupy, zamiast uczestniczyć w nabożeństwie. Można będzie mnóstwo rzeczy zrobić – tak jak się chce! Czemu by nie skorzystać – skoro propozycja wychodzi niejako od samego Boga!
Co się dzieje, gdy chrześcijanie podchwycą tę myśl i przystaną na taką propozycję? Wtedy mamy Kościół bez Ducha Świętego, bez rzeczywistej obecności Bożej. W tej sytuacji już można w kościele rozwijać skrzydła własnych pomysłów i fantazji, bez dyktatu nauki apostolskiej typu: Tak też zarządzam we wszystkich zborach [1Ko 7,17]. Można robić uwielbianie Boga bez obowiązku nabożnego szacunku i bojaźni, nie bacząc na Słowo Boże: Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią. Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym [Hbr 12,28-29]. Wtedy można sprawować zbawienie już bez bojaźni i drżenia. Ciąży nam bowiem wezwanie apostolskie: z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie, albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie [Flp 2,12-13].
Czyż nie obserwujemy społeczności chrześcijańskich, gdzie zapomniano już, co to jest bojaźń Pańska? Gdzie już nie widzi się potrzeby zabiegania o uświęcenie życia? Oczywiście, wszyscy idą do nieba! Wszyscy niezmiennie liczą na Królestwo Boże! Wielu chlubi się błogosławieństwem Bożym i rozwojem zboru. Wielu składa świadectwo, jak wspaniale Bóg im błogosławi. W niektórych środowiskach – o, dziwo – zaczęto mówić, że On to robi nomen omen przez aniołów! Słowami i gestami imituje się obecność Bożą, a faktycznie Boga dawno już nie ma między nimi. I co najsmutniejsze, rzeczywista obecność PANA dla wielu współczesnych chrześcijan przestała już być aż tak bardzo potrzebna.
Czy JHWH rzeczywiście chciał puścić Izraelitów samych do Ziemi Obiecanej? Posłużę się prostą ilustracją: Swego czasu byłem z rodziną w Izraelu. Ponieważ mam niełatwy charakter, dość zgrzytało nam we wspólnym eksplorowaniu Ziemi Świętej. Któregoś wieczoru zaproponowałem moim bliskim, aby następnego dnia pojechali zwiedzać beze mnie. I oni skrzętnie to podchwycili. Czy rzeczywiście tego chciałem?
Jestem przekonany, że Bóg chciał Izraelitów nadal prowadzić i być przy nich! Pomysł, żeby dalej poszli sami – stanowiła próbę ich miłości i przywiązania do Boga. Całe szczęście, że Mojżesz przeszedł tę próbę jak trzeba i wszyscy ten sam pokarm duchowy jedli, i wszyscy ten sam napój duchowy pili; pili bowiem z duchowej skały, która im towarzyszyła, a skałą tą był Chrystus [1Ko 10,3-4].
Jesteśmy stworzeni do społeczności z Bogiem. W duszę mamy wpisaną potrzebę Boga. Dlatego mówi się, że człowiek jest nieuleczalnie religijny. Ale uwaga! Zbyt często się zdarza, że człowiek jak najbardziej chce mieć błogosławieństwo Boże, podczas gdy bliskość samego Boga jest dla niego problematyczna. Jak nastolatek chciałby mieć przychylność rodziców, ale bez nich samych, bez ich obecności, tak i nam może się zdarzyć, że tak samo zaczniemy traktować naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Rozważony dziś tekst Pisma – to opis poddania Izraelitów próbie, na ile zależało im na tym, aby Bóg im codziennie towarzyszył. Wielu chrześcijan na przestrzeni wieków – niestety – podchwyciło pomysł drogi do nieba bez Boga po drodze. Nie zgadzajmy się na to! Bądźmy jak Mojżesz, który powiedział, że nie chce Ziemi Obiecanej bez obecnego w niej JHWH! On chciał obecności Bożej, chociaż wiąże się ona z umieraniem! My też powiedzmy PANU, że nie chcemy nieba bez Niego! Że nie chcemy Królestwa Bożego bez stałej obecności Chrystusa Króla! Powiedzmy Mu, że nie chcemy błogosławieństwa Bożego wpośród naszej cielesności. Powiedzmy PANU, że chcemy iść z Nim. Z Nim i dla Niego żyć! Brać krzyż i po drodze umartwiać to, co w naszych członkach jest ziemskiego! Uświęcać się przy Nim każdego dnia!
Rzekłem do Pana: Tyś Panem moim, nie ma dla mnie dobra poza Tobą [Ps 16,2]. Są chrześcijanie, którym łatwiej się żyje bez codziennej społeczności z Panem Jezusem w Duchu Świętym. Lecz moim szczęściem być blisko Boga [Ps 73,28]. A co z tobą?