Jak dobrze skorzystać z obecnego czasu
Codziennie ostatnio słyszymy, że potrzebujemy testów, że za mało się ich przeprowadza. Najlepiej, żeby można było zrobić je każdemu, bo powinniśmy wiedzieć, kto jest zdrowy, a kto nie…
W sferze życia duchowego również potrzebne są różne testy. Trzeba sprawdzać stan zdrowia naszej duszy. Niektóre z tych badań możemy przeprowadzić sami, inne zaś robią nam ludzie albo sam Bóg. Poddawajcie samych siebie próbie: Czy trwacie w wierze? Doświadczajcie siebie: Czy dostrzegacie u siebie to, że Jezus Chrystus jest w was? Jeśli nie, to może rzeczywiście nie przeszliście próby [2Ko 13,5].
Zdaje się to oczywiste, że powszechnie w tych dniach zostaliśmy poddani próbie zwanej odosobnieniem. To dobrze dla nas, czy źle? Biblia mówi, że jak najbardziej jest to dla nas dobre. Drodzy bracia, za najwyższą radość uważajcie te chwile, gdy jesteście poddawani przeróżnym próbom [Jk 1,2]. Szczęśliwy człowiek, który przechodzi przez próbę, bo gdy zostanie wypróbowany, otrzyma wieniec życia, który Bóg obiecał tym, którzy Go kochają [Jk 1,12].
Co nam daje test odosobnienia? Na jakie pytania taka próba już dziś odpowiada i jaki będzie jej wynik końcowy? Po pierwsze, odosobnienie ujawnia nasz rzeczywisty związek z Jezusem Chrystusem. Czy naprawdę Go kochamy i radujemy się z przebywania z Nim sam na sam? Co nas z Panem Jezusem łączy? Coś osobistego, czy może jesteśmy przy Bogu tylko poprzez relacje z Jego ludźmi, bez których od razu czujemy się samotni i nieszczęśliwi? Zilustrujmy to relacją małżeńską. Są małżonkowie, którzy zdają się dość dobrze funkcjonować w swoim związku gdy są w towarzystwie innych osób. Gdy natomiast ze swoim współmałżonkiem zostają sam na sam, zaczynają czuć się jakoś nieswojo. Dzwonią więc szybko po kogoś, zapraszają do siebie albo się do kogoś wpraszają, aby tylko nie być sam na sam z żoną lub mężem. Abstrahując tu od zalecanej przez Biblię gościnności, można by stwierdzić, że tacy małżonkowie nie mają ze sobą zdrowej i bliskiej relacji.
Weźmy za przykład bohaterów biblijnych. Święci z czasów zarówno Starego jak i Nowego Przymierza oddzielali się od ludzi, aby być sam na sam z Bogiem. Mojżesz, Dawid, prawdziwi prorocy Pana, Jan Chrzciciel – wszyscy często przebywali w odosobnieniu i w tym czasie doznawali duchowego oświecenia. Otrzymywali Słowo od Pana, nabierali jasności co do woli Bożej, a nade wszystko, cieszyli się społecznością z Bogiem. Można wręcz powiedzieć, że bez tego odosobnienia nie byliby w stanie pełnić służby Bożej. Najdobitniejszym przykładem świeci nam w tym sam Jezus. Nasz Pan miał zwyczaj usuwania się gdzieś na ubocze, aby być sam na sam z Ojcem [zob. Mt 14,23; J 6,15].
Jedną z podstawowych form trwania w osobistej relacji z Bogiem jest modlitwa. Jaka? Publiczna? Owszem, czasem trzeba pomodlić się też na oczach innych. Bywało, że i Jezus tak zrobił. Ale z zasady nie powinniśmy modlić się w Internecie, do kamery, żeby wszyscy nas w trakcie modlitwy oglądali. Również gdy się modlisz, nie bądź jak obłudnicy. Ci bowiem lubią się modlić w synagogach i na rogach głównych ulic, aby się pokazać ludziom. Zapewniam was, odbierają swą całą zapłatę. Ty natomiast, gdy pragniesz się modlić, wybierz zaciszne miejsce, zamknij za sobą drzwi i módl się do swego Ojca, który jest w ukryciu, a twój Ojciec, który widzi również to, co ukryte, odpłaci tobie [Mt 6,5-6].
Czas odosobnienia to bardzo ważna próba. Możemy się przekonać na ile rzeczywiście wystarczy nam sam Chrystus, jak to nieraz pięknie śpiewaliśmy w zgromadzeniu. Poprzez swoje zachowanie w odosobnieniu mówimy Panu Jezusowi znacznie więcej o sobie, niż poprzez kwiecistą modlitwę na nabożeństwie. Po miesiącach, a może i latach euforycznych zachwytów publicznych, możemy wreszcie się przekonać, czy stoimy na własnych nogach. Teraz się okaże, czy aby nie żyliśmy jedynie jakąś wiarą zbiorową. Czy nie radowaliśmy się radością swego pastora i przyjaciół ze zboru, bez których wszystko to zaczyna w nas teraz wygasać. To jest test, który pokaże na ile potrafimy trwać przy Panu bez żadnego „onlajna” i „łorszipu”, a tylko z Biblią w czterech ścianach.
Po drugie, dzięki próbie odosobnienia zobaczymy, na ile rzeczywiście jesteśmy związani ze swoim zborem. Czy ciągnie nas do naszych rodzimych braci, którzy od lat karmią nas Słowem Bożym, czy jak pies spuszczony z łańcucha biegamy „w te i we wte” po Internecie, łapiąc gdzie popadnie różne kąski z nieznanych bliżej stołów? Czy przywódcy naszego zboru mogą być spokojni o nasze poczucie odpowiedzialności za zbór, czy już powinni zacząć przypominać nam numer zborowego rachunku bankowego? Czy po wznowieniu nabożeństw natychmiast i czym prędzej powrócimy do swego domu duchowego, czy może zakosztowawszy w międzyczasie obcych smaczków, zaczniemy włóczyć się po okolicznych barach i klubach duchowych?
Parę dni temu rozmawiałem z człowiekiem, który niespodziewanie trafił do więzienia. Zaskoczył mnie, bo powiedział o swojej żonie, że samotna może i trochę poczeka na niego, może i odwiedzi go parę razy, ale nie wytrwa w ich związku. Poszuka sobie kogoś innego. Smutne przypuszczenie, prawda? Jakimi członkami zboru my się okażemy w odosobnieniu? Jak przejdziemy ten niespodziewany test? Czy umocnimy się w naszym przywiązaniu do społeczności świętych, czy – nie daj Boże – rozluźni się nasz związek ze zborem? Niektórzy i przed tą próbą potrafili opuszczać wspólne zgromadzenia, lekceważąc Słowo Boże, które mówi: Nie opuszczajmy przy tym wspólnych spotkań, co jest u niektórych w zwyczaju [Hbr 10,25].
Apostoł Piotr po cudownym uwolnieniu z więzienia od razu poszedł tam, gdzie gromadził się zbór. Bardzo ciągnęło go do społeczności świętych. Niechby takie pragnienie Pan zobaczył i w nas. I niech to stanie się jasne czym prędzej, bo może to odosobnienie już będzie trwać aż do pochwycenia Kościoła. Możliwe, że najbliższe pełne zgromadzenie ludu Bożego nastąpi już na obłokach. Stęsknieni za braćmi i siostrami, a jednocześnie w pogłębionej osobistej więzi z naszym Panem, Jezusem Chrystusem, odlecimy na niebiańskie nabożeństwo, aby razem wielbić Boga i karmić się Słowem Bożym. To będzie świadczyć, że dobrze przeszliśmy przez próbę odosobnienia.
Co do większości braci i sióstr w Chrystusie, dotychczasowych uczestników nabożeństw, jestem spokojny. Nie potrzeba ich „doładowywać” ciągłym telefonowaniem do nich, urządzaniem z nimi videospotkań ani organizowaniem im nabożeństw „on-line”. Ta próba to dla nich błogosławieństwo, bo mają doskonały czas, by się sprawdzić. Dlaczego moje serce drży, gdy myślę o niektórych..?