Drugi grudnia 2016 roku pozostanie w mojej pamięci jako dzień próby wiary. Od miesiąca, od czasu otwarcia nowej sali nabożeństw, sen z powiek spędzała mi nieuruchomiona kotłownia centralnego ogrzewania. Doraźne używanie nagrzewnicy elektrycznej generowało poważne koszty, a gazu, pomimo gotowej instalacji, wciąż nie mieliśmy.
Za punkt honoru postawiłem sobie uruchomienie kotłów gazowych przed pierwszą niedzielą grudnia. Bezsilny wobec urzędniczej opieszałości, tzw. procedur i ludzkiej niesłowności, postanowiłem u Boga szukać pomocy i w związku z tym działać w wierze. Podjąłem decyzję, że piątek 2 grudnia będzie ostatecznym terminem odpalenia centralnego ogrzewania i na ten dzień załatwiłem serwisanta. We wtorek po południu podpisałem wreszcie umowę na dostawę gazu i wyczekiwałem na montaż gazomierza. W środę wieczorem miałem potwierdzić zagazowanie naszej instalacji. Niestety, w czwartek wieczorem, pomimo starań naszego kierownika budowy, wciąż nikogo z gazowni nie było. Była za to nasza wspólna modlitwa zborowa, którą zwykliśmy zanosić do Boga w każdy pierwszy dzień nowego miesiąca. Przedłożyłem braciom i siostrom sprawę braku gazomierza, pomimo zaplanowanego na ranek uruchamiania kotłowni i gorliwie się o to razem pomodliliśmy.
Późnym wieczorem w czwartek, w powiązaniu z załamaniem się pogody i ogromnej śnieżycy, miałem nieprzyjemną rozmowę z serwisantem, który dzwonił z pytaniem, czy mamy już gaz w instalacji? Chociaż mówiłem mu o naszej modlitwie, był na mnie zły, bo w tej sytuacji miał jechać do nas kilkadziesiąt kilometrów, jego zdaniem nie wiadomo po co. Zadzwonił też przedstawiciel producenta kotłów, który na moją prośbę uprosił wcześniej najlepszego fachowca w branży, aby znalazł dla nas czas w ten piątek. Ta rozmowa była dla mnie jeszcze trudniejsza. „Odwołaj go i spokojnie poczekaj na założenie gazomierza” – zaczęło mi się wkręcać w głowę. Ale przecież dwie godziny wcześniej powierzyłem sprawę Bogu. Jakże mógłbym tak szybko okazać niewiarę? Powiedziałem więc, że nie odwołuję uruchamiania kotłowni. Pan z serwisu zażądał, bym do godziny dziewiątej rano dał mu ostatecznie znać co robimy, bo jego zdaniem to nie miało sensu. Moje przekonanie, że wszystko się uda, jakoś do niego nie przemawiało.
Gdy dziś przed siódmą z modlitwą pojechałem do gazowni, gdy odszukałem właściwe biuro oraz człowieka, na domiar złego okazało się, że ekipa montująca gazomierze w ogóle nie ma takiego zlecenia i nic o naszej sprawie nie wie. Nogi się naprawdę pode mną ugięły. Po kilku rozmowach z różnymi urzędnikami stawało się coraz bardziej oczywiste, że najwcześniej dopiero w poniedziałek zlecenie na montaż naszego gazomierza zostanie zweryfikowane i przekazane do realizacji. „Widzisz, że to dzisiaj nie może się udać. Czym prędzej zadzwoń, przeproś ludzi, odwołaj temat, to jeszcze jakoś wyjdziesz z twarzą. Odpuść sobie. Tego dziś nie przeskoczysz” – zapulsowało mi w głowie. Nie mogłem się jednak z tą myślą pogodzić. Idąc między budynkami gazowni modliłem się o to, aby Bóg poruszył serca stosownych urzędników, by nawet nie wiedząc dlaczego, ale zechcieli przyłożyć się do naszej sprawy i aby załatwili ją w trybie ekspresowym.
Około godziny ósmej wróciłem do siedziby zboru. Ogarnęła mnie fala zwątpienia. Może jednak należy dać sobie spokój i odwołać tę akcję? Zacząłem się modlić w Duchu, w obcych językach. Przecież zaufałem Bogu, a u Niego wszystko jest możliwe! Wysłałem do serwisanta sms, że nie odpuszczamy sprawy, że wkrótce potwierdzę montaż gazomierza. Kolejny kontakt telefoniczny z gazownią wskazywał, że w sprawę wdał się między innymi nieznany mi pan kierownik. O godzinie dziewiątej ponownie zapytałem mistrza sekcji gazomierzy, czy praktycznie jest to możliwe, aby około godziny 12 – 13tej wysłał do nas ludzi z gazomierzem. Nie obiecał mi tego wprost, ale odczułem, że w całej sprawie nastąpił już przełom…
Godzinę później pan Leszek z serwisu Wolfa rozpoczął swoje procedury uruchamiania kotłowni. Gdy jechałem kupić jakieś brakujące części, w samo południe, zadzwonił Adam z wiadomością, że ekipa z gazowni montuje już gazomierz. Przed godziną siedemnastą kaloryfery w nowym miejscu nabożeństw Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE zrobiły się gorące. Nie mogę się doczekać odczucia ciepłej podłogi w czasie niedzielnego nabożeństwa. Alleluja!
Jak rzadko kiedy, przekonałem się dzisiaj, że gdy coś okazuje się mało możliwe, a nawet niemożliwe, absolutnie nie powinienem rezygnować. Trzeba się modlić z wiarą w pomoc Wszechmogącego. Od południa moje serce przepełnia wdzięczność i podziw dla naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Na koniec dnia piszę tych parę słów świadectwa, aby scementować moje dzisiejsze przeżycie, oddać chwałę Bogu i zachęcić również Was, drodzy Przyjaciele, do praktykowania wiary.